Julita Korgol – świadectwo nawrócenia

21 czerwca 2016
...
4 126 Views

Zanim poznałam Jezusa i przyjęłam go do swojego serca w swojej opinii byłam chrześcijanką. W tamtym czasie uważałam, że chrześcijanką jestem niejako z urodzenia. Chrześcijanin to był dla mnie człowiek urodzony w Europie tudzież innej chrześcijańskiej części Świata, a przede wszystkim wychowany w kulturze chrześcijańskiej. W ówczesnym moim rozumieniu Europa była chrześcijańska, tak jak kraje arabskie uważałam za islamskie. Dopiero gdy w moim życiu pojawił się Bóg zrozumiałam jak bardzo moje postrzeganie chrześcijaństwa odbiega od tego co jest napisane w Piśmie.

Gdy byłam małą dziewczynką na religii w cerkwi uczono mnie, że najbardziej na świecie mam kochać Boga. Ja jednak najbardziej kochałam mamusie, później tatusia, całą rodzinę i w ogóle nie wiedziałam jak mam kochać Boga- kogoś, kogo de facto nie znam i nie widzę. Boga, który w oczach dziecka, nie odgrywał najistotniejszej roli w jego życiu. Choć uczono mnie na religii, że Bóg jest dobry i kocha nas, to również nauczyłam się w dziecięcym sercu czuć niepokój przed tym, że jednak nie stawiam go na pierwszym miejscu. Pobrałam naukę, że bycie blisko z Bogiem może być dla mnie ważne, ale nie wiedziałam, ani dlaczego, ani jak tak naprawdę żyć z Jezusem na co dzień.

W kolejnych latach, gdy byłam już nastolatką i młodą kobietą, Bóg od czasu do czasu pojawiał się w moim życiu. Pojawiał się raczej na zasadzie, gdy trwoga to do Boga. Czasem, troszkę ku mojemu zaskoczeniu, odpowiadał na moje wystosowywane do niego prośby. Dziś wiem, że Jezus wykorzystuje każdą, nadarzającą się sposobność by przyciągnąć nas do Swego serca. Powiedział: ja jestem prawda, droga i życie – wtedy nie potrafiłam zrozumieć, że pokazuje mi drogę do nowego życia.

Z czasem ukończyłam studia prawnicze, wyszłam za mąż, zaczęłam pracę i  urodziłam dzieci. Skupiłam się tak bardzo na swoim codziennym życiu i obowiązkach, że nie miałam już ani czasu ani siły aby zastanawiać się nad tym, jaką rolę w moim życiu odgrywa, czy też powinien odgrywać Bóg. W wygospodarowanym, wolnym czasie „chciałam cieszyć się życiem”, a nie myśleć o tzw. trudnych tematach.

Mój mąż odniósł przysłowiowy „zawodowy sukces”, więc żyło nam się dostatnio. Przynajmniej, w mojej opinii, w sferze materialnej niemal niczego nam nie brakowało. W małżeństwie natomiast nie ominęły nas wzloty i upadki. Było to bardzo przykre i burzyło obraz idealnej miłości, jaki ma w sobie każda młoda kobieta. Ja stałam się pochłoniętą domowymi sprawami, narzekającą na cały świat już  tylko mamą, a mój mąż zamkniętym w sobie, pochłoniętym pracą człowiekiem. Był czas, że nawet nie mieszkaliśmy we wspólnym mieszkaniu, ale przezwyciężyliśmy kryzys i zaczęliśmy odbudowywać swoje małżeństwo.

Mieliśmy dwoje dzieci,  udaną rodzinę, samochody,  dom, starczało nam na wakacje kilka razy w roku . Żyliśmy bawiąc się i odcinając konsumpcyjne kupony od życia. Myśleliśmy sobie, że przecież się nam należy, bo mąż tak ciężko pracuje i prawie nigdy go nie ma , a ja tkwię po uszy w obowiązkach związanych z dziećmi i domem. Takie pozory szczęścia. Tylko czasem siadałam sobie i zastanawiałam się, czy to o to w życiu chodzi? Czy to tak już będzie i  czy życie po prostu tak wygląda? Tak naprawdę pozbawione jakiegoś głębszego sensu? Wypełnione pracą, wychowywaniem dzieci i szukaniem relaksu, żeby spędzić trochę czasu wspólnie i odreagować. Czy gdy będę miała 60-70 lat to oby nie siądę z konkluzją, że życie mi tak „przeleciało” i w gruncie rzeczy nie było w nim głębszego sensu?  Za czym ciągle gonimy, jaką wartość przedstawia to co ścigamy, co  to wnosi do naszego życia? Gdzie sens tego, po co jesteśmy na Ziemi? Starasz się zaspokoić jakąś pustkę, którą masz gdzieś w głębi siebie, a ona wciąż tam jest. Jest stamtąd wołanie, żeby wziąć więcej i więcej od świata. A okazuje się, że nic, co oferuje świat nie jest w stanie jej wypełnić, bo ona wciąż się odzywa i trzeba nowych wypełniaczy i więcej. Jezus powiedział do Samarytanki o tym, co może nam dać Świat : „kto pije tę wodę, znowu pragnąć będzie”.

Pierwszy w naszej rodzinie Jezusa poznał i przyjął do swojego życia mój mąż. W momencie, w którym wydawało mi się, że z ludzkiego punktu widzenia niczego nam nie brakowało. Dobrobyt finansowy, dwoje bardzo udanych dzieci, odbudowane małżeństwo mieszkające w swoim ślicznym domku z ogródkiem pod miastem. Życie „jak z obrazka”. W tamtym czasie Bóg przestał odgrywać w moim życiu jakąkolwiek rolę. Ograniczył się do Świąt Bożego Narodzenia i święcenia jajek, tudzież chrzcin, ślubów i pogrzebów. Wokół mnie coraz częściej zaczęli pojawiać się ludzie, którzy mówili, że w ogóle nie wierzą w Boga. Sama zaczynałam się zastanawiać, czy ja wierzę, czy też nie? Dziś wiem, że : „rzekł głupi w swoim sercu, że Boga nie ma”.

I właśnie wtedy mój mąż usłyszał Ewangelię – czyli Dobrą Nowinę o zwycięstwie Jezusa i uwierzył jej. Usłyszał ją od ludzi, których życie i rodzina w owym czasie były dla nas świadectwem życia z Jezusem na co dzień. Dla mnie oznaczało to diametralną zmianę w moim życiu, której nie dość, że się bałam, to jeszcze nie wiedziałam, czego tak na dobrą sprawę mam się spodziewać. Mojego męża znałam na tyle dobrze, że wiedziałam, że jak w coś wierzy, to idzie za tym całym sercem, czyli całym sobą. Mimo że widziałam zgoła odmienne świadectwa życia z Jezusem innych ludzi, to bałam się, że mój mąż porzuci pracę i zostanie jakimś świętym Franciszkiem z Asyżu. Zginę ja i mój dom wraz z nim- myślałam sobie. Jednak nic takiego nie miało miejsca. Mój mąż nie porzucił pracy, za to zaczął mniej pracować. Miał więcej czasu dla nas, choć równocześnie denerwowało mnie, że sporo czasu spędza w Kościele. Stawał się coraz bardziej kochający wobec mnie, coraz czulszy wobec dzieci- coraz lepszy. Nie widziałam żadnych złych zmian na skutek jego przyjaźni i życia razem z Jezusem. Był, na początku mojej drogi, świadectwem dla mnie realnego działania Jezusa w życiu człowieka. Obrazem zmian pod wpływem Jezusa i zarazem dowodem, że Bóg działa i istnieje, jest żywy.

Jezus jest doskonałością. Dziś już wiem, że skutkiem życia z Jezusem jest dążenie do doskonałości. Zarówno człowieka, który go poznał i przyjął do swojego życia, jak też i jego otoczenia. Zatem do doskonałości dąży całe nasze życie- małżeństwo, rodzina i otoczenie, w którym żyjemy. Jezus powiedział: „gdzie postawicie swoją stopę tam ja będę z Wami”. Widząc realne działanie Jezusa w życiu mojego męża zaczęłam pragnąć go do swojego życia również i ja. A gdy nawróciła się moja szwagierka to wręcz już im obydwojgu zazdrościć, że go mają.

Chciałam i potrzebowałam Jezusa do mojego życia. W tamtym czasie wiedziałam już, że aby z nim być, muszę powierzyć mu swoje życie. Tak jak mówi Słowo: „Bo jeśli ustami swoimi wyznasz, że Jezus jest Panem, i uwierzysz w sercu swoim, że Bóg wzbudził Go z martwych, zbawiony będziesz”.

Wiedziałam, że On chce dla mnie tylko dobrze. Dużo lepiej niż ja sama mogłabym kiedykolwiek chcieć dla siebie samej. Choć nie rozumiałam jeszcze do końca, jakie mogą być zmiany w moim życiu, to pragnęłam Jezusa i powierzyłam mu moje życie- czyniąc Go w moim życiu nie tylko Zbawicielem ale i Panem. Podjęłam decyzję, ponieważ oddanie życia Jezusowi jest decyzją. W pewnym sensie podobną do innych, ważnych w naszym życiu, decyzji. Różnica jest taka, że jest to zawsze najważniejsza i najlepsza decyzja jaką możemy podjąć w swoim życiu. Skutkująca zmianami tylko na lepsze. Inwestycja w doczesność i w życie wieczne, gdy nasz czas na Ziemi dobiegnie końca, gdy odejdziemy syci dni.

Dziś już wiem, że każdy z nas ma w swoim sercu to pierwotne pragnienie znalezienia Boga. Rodzimy się z tym ziarnem. Zostało w nas zasiane przez samego Boga właśnie po to abyśmy Go szukali. Dlatego każdy z nas, w różnych etapach swojego życia, zastanawia się, czy Bóg jest, czy też nie, czy wierzy, czy też nie. Jezus powiedział: „szukajcie a znajdziecie”. Ja wiem, że w swoim życiu Go znalazłam. Wiem, że stał się On niewyczerpanym „źródłem wody żywej’’ do mojego życia. Moja rodzina i małżeństwo nigdy wcześniej nie były tak wypełnione miłością i szczęściem. Ja nigdy wcześniej nie czułam się tak wartościową, odważną i spełnioną osobą jak teraz. Bo „On tak umiłował Świat, że dał” – mi to wszystko dał wraz z nowym życiem.

Nie szukam już więcej odpowiedzi na pytanie dlaczego jesteśmy tu na Ziemi. Już rozumiem i znalazłam ten sens w Jezusie. Nie zastanawiam się, co będę myślała o swoim życiu mając 60 lat i więcej, bo wiem, że nie będzie w nim żadnej pustki. Tak jak Jezus powiedział, że jest On „źródłem wody żywej”, tak moje życie napełniło się tym źródłem wody żywej od Niego. Powiedział : „kto napije się wody, którą Ja mu dam nie będzie pragnął na wieki”.

Dziś wiem, że mam pragnienie ażeby inni również doświadczyli tego co ja. Żeby poznali i zobaczyli jak głęboki sens dla ich życia wypływa z imienia Jezus. Jak wspaniałe są Boże plany przygotowane dla życia każdego człowieka, który zaufanie złoży w imieniu Jezus. Ja napiłam się wody żywej, którą On mi dał. Zrodziło to we mnie pragnienie, ażeby woda, którą On mi dał, stała się we mnie źródłem wody wytryskującej ze mnie ku życiu innych ludzi, tak żeby oni również mogli przyjść do źródła. Jezus zmienił moje życie i nadał mu sens. Żyję z pewnością, że inni również mogą znaleźć ten sam sens, jeżeli tylko zechcą przyjąć Jezusa do swojego życia.

.

Share This