LĘK PRZED BLISKOŚCIĄ…

4 grudnia 2018
...
1 622 Views


LĘK PRZED BLISKOŚCIĄ

“Zbliżcie się do Boga, a zbliży się do was…ludzie o rozdwojonej duszy.”

( List Jakuba 4.8 )

Nie wiem w jakim momencie mojego życia to się zaczęło…
Może w dzieciństwie – kiedy patrzyłem na niszczejące małżeństwo moich rodziców; a może w młodości – gdy kompleksy i niedowartościowanie sięgały zenitu; a może kiedy stałem się przestępcą i zacząłem “dobijać” resztki człowieczeństwa w mojej duszy.
Jakikolwiek był tego początek, to lęk przed bliskością zaczął dominować moje życie…

Kiedy narodziłem się z Bożego Ducha, krok po kroku zacząłem się wyzwalać z pod panowania demonów.
Burzyłem warownie i uświęcałem się – ale lęk przed bliskością stał się już częścią mojego charakteru i nie byłem w stanie nawet go zauważyć.

Jako rasowy lider i powołany przez Boga przywódca, sprawowałem urząd należycie i rozwijałem się w prowadzeniu ludzi.
Uważałem że pewnego rodzaju wewnętrzna separacja jest wynikiem mojej przywódczej osobowości.

Jednak zbliżając się do Boga, nieuchronnie zbliżałem się do prawdy o mnie samym…

Zacząłem zauważać, że w pewien sposób “ustawiłem” się w życiu.
Nigdy nie negowałem mojego bycia przywódcą – ale dostrzegłem, że lęk przed bliskością znalazł sobie “przytulne gniazdko” w moim przywództwie…

Przewodziłem ludziom, a jednocześnie podświadomie wykorzystywałem swoje powołanie i uwarunkowania do separowania się od ludzi…

Najbardziej było to widoczne w moim małżeństwie…

Kiedyś, kiedy byliśmy z Agatą w świecie, moje lęk przed bliskością ( umiejscowiony w moich przywódczych uwarunkowaniach ); brutalnie dominował ją i niszczył.
Po nawróceniu, sprawy przybrały nieco inny, bardziej “humanistyczny” obrót…
Stałem się dla Agaty pastorem, ojcem, szefem itd.

Z jednej strony coraz więcej wiedziałem na temat lęków ( tym samym pomagałem wielu ludziom z nich wychodzić ); z drugiej strony coraz bardziej spychałem lęki własne…

Lęk przed bliskością, wytworzył we mnie masy różnych, paranoicznych myśli…
Częstokroć myślałem że to demony i gromiłem je – pomagało tylko na chwilę…

Gdy zacząłem odbierać Światło od Boga w tej sprawie – ogrom spustoszenia w moich emocjach przeraził mnie…

Zobaczyłem że nie doświadczam przyjaźni emocjonalnej bliskości…
Że jestem jak samotny wojownik na wielkim stepie życia…

Byłem głosem dla wielu – ale sam byłem głuchy na siebie…

Pomagałem i uwalniałem Bożą moc – samemu będąc w potrzasku…

Namaszczenie wyprzedziło mój rozwój emocjonalny i stałem się maszyną wojenną…

To, co postrzegałem jako osobiste szczęście, było uczestniczeniem w szczęściu innych – byłem nieszczęśliwy…

Zdając sobie sprawę z powagi sytuacji, zacząłem walkę o moją duszę.
Krok po kroku przygotowywałem się na wyzwania temu towarzyszące.
Powiedziałem o tym mojej Żonie i poprosiłem ją o pomoc…

Dziś jestem w procesie budowy bliskości.
Uczę się rozmawiać o najgłębszych aspektach mojej osoby.
Uczę się powierzać siebie moje Żonie i innym ludziom.
Mimo że muszę zmierzać się z wieloma trudnymi sprawami – rozrywając moje przywódcze powołanie od asekuracyjnej życiowej ustawki – to wiem że warto.
Poznaję siebie , Agatę i ludzi zupełnie z innej perspektywy.
Dużo płaczę i powierzam się…
W wielu aspektach wtaczam się jak walec po górę – ale nie ustaję…
I nigdy nie ustanę, dopóki nie rozwalę do końca lęku prze bliskością.

Artur Ceroński



 

.

Share This